Niespodziewanie żegnamy jednego z największych sportowców ostatnich lat. Opłakują go koledzy i rywale z ringu, politycy i aktorzy. Zapisał się w pamięci nas wszystkich.
Jeden z najwspanialszych sportowców naszej ery Muhammad Ali przegrał długą walkę z chorobą. Od 30 lat walczył z objawami Parkinsona, jednak tym razem przeciwnik wygrał. Odszedł w piątek 3 czerwca 2016 roku w wieku 74 lat.
Sportowiec zapisał się w historii nie tylko licznymi wygranymi walkami (w całym swoim życiu sportowym przegrał ich jedynie 5!), ale także podejściem do życia i poglądami, które budziły podziw zarówno wśród innych sportowców, uznanych polityków, działaczy na rzecz praw mniejszości i przedstawicieli świata artystycznego. W dniu jego śmierci na wszystkich portalach społecznościowych pojawiły się wyrazy współczucia dla rodziny i liczne wspomnienia, które tylko potwierdziły jak bardzo cenili go inni ludzie. Wspólnymi zdjęciami dzielili się Chris Rock, Arnold Schwarzenegger czy Julia Roberts. Wspominali jego mądre słowa i podkreślali, jakim pozytywnym był człowiekiem.
Jako jedyny sportowiec zdobył trzy razy tytuł mistrza świata i skutecznie bronił go kilkanaście razy. Co ciekawe pięściarzem został „przez przypadek”. Gdy miał dwanaście lat ukradziono mu rower. Policjant, któremu powiedział, że pomoże złapać winowajcę stwierdził, że najpierw powinien nauczyć się boksować.
Znany był ze swojej walki o prawa Afroamerykanów. Jak również ze swojego przekonania, że wojna nikomu nie przyniesie niczego dobrego. Jego stwierdzenie „Ja nic nie mam do Vietcongu”, które spontanicznie wygłosił, gdy jeden z dziennikarzy poinformował go, iż dostał właśnie powołanie do Wietnamu, dało początek ruchom antywojennym. Samego boksera ukarano wyrokiem skazującym za odmowę służby i odebraniem tytułów. Na szczęście po trzech latach uchylono wyrok a Muhammad wrócił na ring.
Będzie nam brakowało jego siły i woli walki.
