Są takie książki, do których chce się wracać tuż po ich odłożeniu, mimo iż doskonale wiemy co będzie się działo i jakie jest zakończenie. Do tej kategorii można śmiało zaliczyć „Dwanaście niedokończonych snów” autorstwa Nataszy Sochy (wydawnictwo Pascal) – książkę otrzymaną przez Redakcję już jakiś czas temu.
„Dwanaście niedokończonych snów” to książka, którą czyta się lekko, szybko i z prawdziwą przyjemnością. A gdy jesteśmy zmuszeni oderwać się do lektury, to nie możemy doczekać się powrotu do niej. O czym właściwie mówi „Dwanaście niedokończonych snów”? To opowieść o próbie pokonania własnych ograniczeń, kompleksów i zerwania ze schematami. Dotyczy to głównej bohaterki czyli 28 -letniej rozwódki Momo. Dziewczyna żyje w szczelnie zamkniętym i bardzo poukładanym świecie, w którym brak było wszystkiego – kolorów, smaków, a przede wszystkim spontaniczności, bo jak twierdzi sama: „Spontaniczność rodzi chaos, a w chaosie człowiek się gubi.”, a najbardziej ze wszystkiego Momo obawiała się właśnie zagubienia i związanego z nim zażenowania. Dlatego unikała wychodzenia z domu i jakichkolwiek podróży czy nawiązywania dialogu z innymi ludźmi. Momo zajmuje się tworzeniem dekoracji, biżuterii, a pod koniec również choinek z recyklingu. Prowadzi swoją galerię – sklep, która jednocześnie stanowi jej cały świat. To także opowiadanie o tym, jak rzadko przyglądamy się swoim snom, które w rzeczywistości posiadają w sobie ukrytą instrukcję obsługi naszych: życia, uczuć i przyszłości. Znajdziemy w niej również kilka baśniowych wstawek, które nie tylko urozmaicają fabułę, ale przede wszystkim powodują, że książka nabiera autentyczności. I wreszcie jest to historia o miłości, która czeka uśpiona, nieśmiała, tylko po to, aby odmienić los osób, które zdecydują się jej zaufać i otworzyć na nią, pomimo dotychczasowych negatywnych doświadczeń.
Akcja książki rozgrywa się tuż przed Wigilią, która zapowiada się tak samo deszczowo, jak ta, którą właśnie mamy za sobą :). Jej tło stanowi 12 tytułowych snów, do których główna bohaterka Momo nie przywiązuje początkowo większego znaczenia, chociaż męczy ją ich powtarzalność. Sytuacja zmienia się diametralnie z chwilą, gdy Momo poznaje sympatyczną, nieco tajemniczą starszą panią – właścicielkę cukiernio-piekarni – która zachęca naszą bohaterkę do przyjrzenia się swoim snom i nadaje im wyjątkowe znaczenie: „Sny są naszym życiem, choć nieco zdeformowanym. Abstrakcyjnym. Czasem mrużą oko, czasem wystawiają język. A czasem podają rękę” (…) Sny łączą się z naszym życiem na jawie. I zawsze próbują nam coś powiedzieć. Niektórzy się z tego śmieją, inni wzruszają ramionami. Ale to nie zmienia faktu, że sen jest nam tak samo potrzebny jak jedzenie, woda i tlen. I to nie tylko dlatego, ze ładuje nas jak baterię, ale dlatego, że do nas mówi. „ W tym samym momencie książka nabiera tempa i zaciekawia z kolejnym następnym rozdziałem… Wraz z Momo podróżujemy więc po jej sennych wizjach, w których niemal za każdym razem pojawia się nieznajomy mężczyzna w zielonym swetrze… W rezultacie docieramy wraz z nią do … pięknej zimowej Wenecji, gdzie … cała historia znajduje swój kres, a … może dopiero się zaczyna? 🙂 Czy Momo wreszcie zacznie żyć i odkryje swoje ukryte talenty? No i kim właściwie jest owy tajemniczy mężczyzna w zielonym swetrze? (Uwaga! Spojlerów nie będzie, bo nie warto krzywdzić nimi tej lektury).
Autorka z ogromną precyzją zadbała o to, abyśmy w czasie lektury ani na chwilę się nie nudzili. Prócz błyskotliwych dialogów i monologów, pełnych humoru porównań czy opisów – w każdym rozdziale (prócz tych, opisujących poszczególne sny) umieściła nowego bohatera. Są to postacie dość barwne i nieszablonowe, jak chociażby ciotka Rebeka – nauczycielka historii, która … nie cierpi dzieci i nastolatków, przeklina, nienawidzi reguł, norm, zakazów i zwrotu „to nie wypada” i która przede wszystkim nie godzi się z upływającym czasem i starością: „Czas jest skurwysynem. Najpierw obiecuje złote góry, mówi o przyszłości z namaszczeniem, o tym, co nas jeszcze w życiu spotka (…)a potem okazuje się, że musisz zgłosić się na kontrolę jelita grube, bo właśnie stuknęła ci pięćdziesiątka”…. Jest też matka Momo – Patrycja (Pati) pracująca, jako … tanatokosmetolog czyli osoba wykonująca pośmiertne makijaże, a także Seweryn, który pracuje, jako … nos czyli wącha i wącha,a chodzi o to w tym wszystkim, aby wywąchać, to co najlepsze, a z czasem otrzymuje też posadę sensoryka piwnego, a który zakochuje się w Momo i decyduje na podróż za ukochaną do Wenecji…
Nietuzinkowe sylwetki bohaterów i ciekawie rozwijająca się akcja to nie wszystko, czym zaskoczyła nas Autorka. Otóż wszystkie opisane postacie (jest jeszcze 13-letnia Lena i jej rodzice aktorzy, podstarzały garderobiany Ksawery – nazywany przez Rebekę – Kusawerym oraz ojciec Momo Perkoz – wieczny Piotruś Pan, który opuszcza rodzinę i przepada nie wiadomo gdzie i dlaczego), okazują się być sobie w pewien sposób bliskie, a łącznikiem pomiędzy nimi jest postać … ojca Momo…
****
Ta typowo kobieca pozycja powinna pojawić się na półce każdej z nas. Nawet jeśli do tej pory siedziałyśmy z nosami w literaturze faktu, romansach, powieściach czy thrillerach. Dlaczego? Bo jest zaskakująca. Momentami zabawna. Ale również zmusza do pewnych przemyśleń. Uczy. Bawi. Relaksuje. Wzrusza. Czegóż chcieć więcej ? 🙂
Ponieważ trafiła w moje ręce – wyląduje na półce z ulubionymi książkami, takimi do których wracam po kilka, a nawet kilkanaście razy. POLECAM! A wydawnictwu Pascal – dziękuję, że mogłam trafić na tak dobrą powieść.
Informacje o książce:
Tytuł: Dwanaście niedokończonych snów
Autor: Natasza Socha
ISBN: 978-83-8103-016-8
Wydawca: Pascal
Rok: 2017