Tego lata nasze włosy możemy zdobić na wiele różnych sposobów. Modne są m.in. pasemka, refleksy, które dodają włosom objętości, a także rozświetlają cerę; zwariowane pastele, jak pudrowy róż, turkus, mięta oraz neony – polecane na końcówki włosów lub pojedyncze pasemka. Jednak absolutny hit, a jednocześnie nowość w koloryzacji włosów stanowi imprinting.
Co to takiego?
Ten oryginalny trend to nic innego, jak wykonywanie na włosach nadruków takich jak: sęki drewna, pióra ptaków, skrzydła motyli, rozgwieżdżone niebo, ale i geometryczne printy, jak: kropki, poprzeczne pasy czy kwadratowe piksele. Wzory tworzy się przy użyciu specjalnych metalowych matryc. Przy ciemnych włosach wykorzystuje się rozjaśniacze, przy jasnych sięga po ciemniejszą farbę. Imprinting daje efekt trójwymiarowości, czyli optyczne złudzenie zwiększonej objętości włosów. Ponadto sprawia wrażenie pokarbowanych włosów, splecionych w warkoczyki lub pofalowanych, a to wszystko w trójwymiarze. Odważniejsze z nas mogą sięgnąć po kontrastowe barwy lub zaszaleć totalnie z różnymi kolorami.
Nadruki idealnie sprawdzają się na prostych włosach, gdzie stworzony obraz jest bardzo wyrazisty, na kręconych czy pofalowanych – nieco mniej. Farbę nakłada się na dwa sposoby – na całych włosach zaczynając od ich nasady i kontynuując po ich końce. Wzór można też nałożyć na spodniej warstwie z tyłu głowy – wtedy będzie on widoczny dopiero, gdy włosy zostaną upięte w kok.
Takie nadruki wykonamy w dobrych salonach fryzjerskich pracujących na kosmetykach twórców tego trendu – marki Davines.
Nie ma wątpliwości, że imprinting to trend dla odważnych oraz tych z nas, które chcą zaszaleć i mają ku temu okazję wybierając się na modne festiwale czy wykorzystując urlopowy luz do granic. Jeśli do nich nie należysz to albo sobie odpuść, albo zastąp farby sprejami do włosów, które da się bezpiecznie usunąć.
*źródło: Be Active 08/2018; vogue.pl; urodaizdrowie.pl
grafika: pixabay.com